Faszerowane jajka to klasyk na wielkanocnym stole. Mniej klasyczne są tutaj jednak dodatki. Córka jest miłośniczką kaparów i jajek, więc specjalnie dla niej na naszym stole wielkanocnym nie może takiej mieszanki zabraknąć.
Był już przepis na wegańskie pankejki, to dzisiaj przyszła kolej na wersję tradycyjną. Podane w towarzystwie soczystej śliwki skąpanej w miodzie i tymianku, obsypane domową ricottą. Leciutkie jak chmurki placuszki same w sobie nie wychodzą bardzo słodkie, ale rekompensują to dodatki. Żałuję jedynie, że to nie sezon na węgierki, bo one są jednak dużo bardziej aromatyczne od importowanych śliwek, ale sezonowość ulubionych owoców ma swój urok – nigdy się chyba nie znudzą😉
Kupiliśmy ostatnio trochę za dużo mleka i jedna butelka zbliżała sie już do końca swojej przydatności do spożycia, więc szybko zrobiłam domowy twarożek w stylu ricotty. Wyszedł delikatny, słodkawy. Będzie fajnym dodatkiem do leniwych śniadań :)
Pochodzę z województwa łódzkiego i kocham naszą kuchnię regionalną. Zalewajka to jedna z najwspanialszych zup jakie znam. Jest bardzo bogata w smaku, pełna umami. Gotowana jest najczęściej jesienią, gdy w domu co chwilę pojawiają się koszyki wypełnione pachnącymi grzybami, których w okolicznych lasach jest mnóstwo. Pamiętam z dzieciństwa spacery z rodzicami i powroty z pełnymi koszykami, a póżniej wspólne obieranie grzybów i kuchnię pachnącą od suszonych na sznurkach podgrzybków i prawdziwków. Mam nadzieję, że moja córka też zarazi się miłością do lasów. Do tej pory próbowała z ich darów jedynie jagód i poziomek, ale wszystko przed nami :)
Czasem nie mam już pomysłu na obiad dla córy. Przy takiej paskudnej pogodzie jaką mamy w ciągu ostatnich dni brakuje nam spacerów, a co za tym idzie też apetytu. Ratują nas różnego rodzaju kluski, których Młoda jest wielbicielką. Dzisiaj leniwe!
Wieki temu, gdy byłam jeszcze znaczniej mniej siwą studentką filologii polskiej na Uniwersytecie Wrocławskim uwialbiałam odwiedzać pobliską restaurację Alladyn. Nie przelewało się wtedy u mnie, więc raczej nie zamawiałam dań typowo obiadowych (chyba, że na pół z koleżanką, a porcje tutaj były na tyle duże, że obie mogłyśmy się najeść), ale w menu wśród przystawek znajdowała się prawdziwa perełka.
Labneh to nasze ostatnie odkrycie. Robiłam go już kilka razy, ale mąż dopiero teraz stwierdził, że wyszedł naprawdę dobry! Muszę więc podzielić się z Wami przepisem 😊 Tak naprawdę ten serek w Libanie podaje się, podobnie jak hummus z oliwą i za’atarem, ale jest tak uniwersalny w smaku, że następnym razem muszę poeksperymentować z wersją na słodko.