Wystawy sklepowe przypomniały mi ostatnio, że zbliża się powoli Wielkanoc. Młoda namówiła mnie na zakup pięknego talerzyka z zajączkiem trzymającym w łapkach bukiet kwiatów… a dla męża kupiłam dobrej jakości, grubą żytnią mąkę, bo dla niego największym świątecznym rarytasem jest żurek. Ja lubię gdy mąka ma dużo czasu na nabranie odpowiedniego smaku dzięki czemu zupa wychodzi kwaśna i intensywna, ale jeśli stwierdzicie, że dla Was miesiąc kiszenia to za dużo to możecie po dwóch tygodniach schować słoik do lodówki by zatrzymać fermentację.
To jest ciasto, które można zjadać z odrobinę mniejszymi wyrzutami sumienie – no bo przecież szpinak! Właściwie to prawie jak sałatka! Ja tort piekłam w listopadzie, gdy jeszcze na ogródku mojej Mamy można było znaleźć resztki kwiatów, ale myślę, że jeśli je pominiecie lub zastąpicie większą porcją owoców to ciasto na tym nie straci.
Dzisiaj szybki przepis na dodatek/sos do obiadu, który możemy podać zarówno półtorarocznemu (a nawet młodszemu ograniczając jedynie użycie soli) dziecku jak i dorosłym. Na dodatek to bomba witamin, która przyda nam się gdy na dworze plucha.
Słodka, pikantna, kremowa, ale też świeża w smaku dzięki dodatkowi imbiru – taka właśnie jest ta zupa. Przygotowując ją miałam nadzieję, że posmakuje również mojej córce, ale Aurela gdy tylko ją otrzymała na talerzyku przekazała mamie wyrazy uznania za starania włożone w posiłek oznajmiając głośno „nie”… nie udało mi się przekonać żeby jej spróbowała, ale mnie i mężowi smakowała. U młodej wciąż królowa zup jest jedna i zwą ją POMIDOROWA! No nic, spróbuję za jakieś pół roku 😉